Wzrastająca stawka WIBOR, a w ślad za nią wzrastająca wysokość rat kredytów złotowych wywołała dyskusję odnośnie zgodności z prawem umów kredytu, których oprocentowanie oparte jest właśnie o tę stawkę. Wydaje się, że ważność takich umów również można zakwestionować – podobnie jak umów frankowych.
W przypadku kredytów złotowych nie ma co prawda mowy o ustalaniu przez banki tabel kursów walut obcych i tym samym mowy o jednostronnym i formalnie dowolnym określaniu przez banki zobowiązania kredytobiorców z tytułu tych umów, niemniej umowy kredytu złotowego wiążą się z ryzkiem zmiennej stopy procentowej. W określonych przypadkach obciążenie konsumenta ryzykiem w umowie może zaś zostać uznane za abuzywne.
Odesłanie do tabel kursowych to nie jedyna wada, którą dotknięte były umowy frankowe. Równie istotną wadą było bowiem obciążenie konsumenta niewspółmiernym ryzykiem kursowym, którego konsument nie był w stanie świadomie zaakceptować, albowiem nie został o nim odpowiednio poinformowany, tak żeby zrozumieć jego możliwe konsekwencje. Na niedozwolony charakter nierównomiernego rozłożenia ryzyka w umowach zwrócił uwagę Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w kilku swoich wyrokach. Wnioski z nich płyną takie, że klauzule indeksacyjne/denominacyjne mogą być uznane przez sąd krajowy za abuzywne tylko z tego względu, że nałożyły na konsumenta ryzyko kursowe, niezależnie od tego, czy to ryzyko się zmaterializowało oraz niezależnie od tego, czy w innych warunkach rynkowych klauzule te przyniosłyby konsumentowi korzyść, oraz – co warte podkreślenia – niezależnie od tego, jaki kurs byłby stosowany do przeliczeń w ramach umowy. Nawet zastosowanie „oficjalnego” kursu ustalanego niezależnie od banku (w polskich realiach przez NBP), nie ratowałoby klauzul walutowych przed abuzywnością, usunięciem z umowy i w konsekwencji umowy przed nieważnością.
Przekładając powyższe na umowy kredytu złotowego można rozważać abuzywność klauzul przewidujących oprocentowanie oparte o stawkę WIBOR, jeżeli przed zawarciem umowy konsument nie został odpowiednio poinformowany o możliwych konsekwencjach stosowania tej stawki. Bazując na orzeczeniach sądów dotyczących kredytów frankowych, można zakładać, że odpowiednie poinformowanie powinno obejmować przedstawienie zmienności stawki WIBOR w przeszłości i to w okresie czasu odpowiadającym okresowi, na jaki została zawarta umowa (zwykle kilkadziesiąt lat) lub całym dostępnym, a nie np. okresowi jednego roku lub kilku lat. Poza tym konsumentowi powinna zostać przedstawiona symulacja, w której stawka WIBOR istotnie wzrasta i jak ten wzrost przełoży się na wysokość raty kredytu i to konkretnego kredytu, który zamierza zaciągnąć konsument, a nie przykładowego. Dodatkowo konsument powinien zostać wyraźnie poinformowany o tym, że nie jest możliwe przewidzenie stawki WIBOR na przyszłość. Jednocześnie powyższe przedstawienie ryzyka nie powinno zostać zaburzone twierdzeniami o sile gospodarki, utrzymującej się tendencji obniżania stóp procentowych itp.
Wydaje się, że konsumenci byli pozbawieni opisanego powyżej sposobu informowania o ryzyku zmiennej stopy procentowej, szczególnie w odniesieniu do kredytów zawieranych wiele lat temu. W konsekwencji kredytobiorcy nie mogli świadomie zaakceptować ryzyka wiążącego się ze zmiennym oprocentowaniem kredytu.
Sam brak świadomości co do możliwych konsekwencji stosowania zmiennego oprocentowania nie jest oczywiście wystarczająca przesłanką do tego, żeby uznać, że umowa kredytu jest nieważna. Aby do tego doszło należy wykazać, że stosowanie zmiennego oprocentowania istotnie narusza interesy konsumenta w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami. Są to pojęcia nieostre, odwołujące się do pewnych ogólnych wartości. W uproszczeniu można przyjąć, że sprzeczne z dobrymi obyczajami jest wykorzystanie przez przedsiębiorcę jego silniejszej pozycji do narzucenia słabszemu konsumentowi rozwiązań, których ten by nie przyjął, gdyby dysponował np. taką samą wiedzą jak przedsiębiorca. Natomiast rażące naruszenie interesów może mieć miejsce wtedy, gdy sytuacja powstała w związku z umową nie jest równa dla stron, tzn. np. bank ryzykuje tym, że kredytobiorca nie odda mu pożyczonego kapitału (i to jest granica ryzyka banku), natomiast ryzyko kredytobiorcy jest nieograniczone, tzn. może on być zmuszony oddać o wiele więcej niż pożyczył, a formalnych granic wysokości jego zobowiązania nie ma (WIBOR może wzrastać do dowolnej wysokości, podobnie jak kurs CHF).
Dopiero gdy spełnione są wszystkie opisane wcześniej przesłanki można mówić o niedozwolonym charakterze klauzuli przewidującej zmienne oprocentowanie. W kolejnym kroku niedozwolona klauzula podlegałaby usunięciu z umowy i wtedy pojawiłoby się pytanie, czy umowa kredytu z „wykreślonym” WIBOR-em może dalej obowiązywać? Prawo bankowe wymaga, aby w umowie kredytu wskazane było oprocentowanie. Bez tego umowa jest sprzeczna z ustawą i nieważna, co skłania do wniosku, że los umowy byłby przesądzony. Możliwe jest jednak rozwiązanie „pośrednie”, w którym przyjmuje się, że kredyt oprocentowany jest wg stałej stawki oprocentowania w postaci marży dodawanej w umowach do WIBOR-u, która to marża w umowie pozostaje, albowiem co do zasady usuwa się jedynie niedozwolone postanowienie (WIBOR), pozostawiając resztę bez zmian. Nie ulega przy tym wątpliwości, że nawet „pośrednie” rozwiązanie byłoby korzystne z punktu widzenia kredytobiorców.
Jak się wydaje wielu umowom kredytu z WIBOR-em można przypisać wszystkie opisane powyżej cechy, co skłania do przedstawionego na wstępie wniosku, że ustalenie nieważności takich umów nie jest wykluczone. Dodatkowo należy pamiętać o słabościach samego WIBOR-u, który nie bez powodu ma zostać zlikwidowany od 2023 roku i zastąpiony innym wskaźnikiem. Słabość WIBOR-u polega na tym, że w teorii ma on oddawać koszt pieniądza, tzn. pokazywać, ile bank musi zapłacić, żeby kupić pieniądze, które następnie pożyczy kredytobiorcy. W rzeczywistości banki nie kupują jednak od siebie pieniędzy (ilość transakcji dająca podstawę do ustalenia ceny pieniądza jest obecnie ograniczona), gdyż zwyczajnie ich nie potrzebują. Mają ich pod dostatkiem w postaci depozytów klientów i innych aktywów. Z tego też względu ostatnio bardzo ociągały się z podnoszeniem oprocentowania lokat i rachunków. Skoro banki nie kupują od siebie pieniędzy, to na jakiej podstawie ustalany jest WIBOR? W dużej mierze na podstawie samych deklaracji banków. Dziesięć banków w Polsce deklaruje, za ile sprzedałyby/kupiłyby od siebie pieniądze, gdyby musiały i na tej podstawie określany jest WIBOR. Dobrą podstawą do „zwiększania” deklaracji jest przy tym wzrost stóp procentowych ogłaszanych przez NBP, niemniej nie istnieje formalna – matematyczna zależność pomiędzy jednym (WIBOR) a drugim (stopy NBP). Jednocześnie te same banki udzielały i udzielają kredytów, na których zarabiają wg stawki wynikającej w dużej mierze z ich deklaracji. De facto same określają więc wysokość swojego wynagrodzenia z tytułu kredytów. Podobna sytuacja była też na poziomie Unii Europejskiej, co spowodowało wprowadzenie nowych regulacji określających zasady ustalania indeksów, wzmocnienie nadzoru nad nimi (instytucjami, które je ustalają) oraz likwidację niektórych z indeksów (jak np. ostatnio LIBOR dot. CHF, który został zastąpiony przez SARON).
Powyższe nie stanowi przy tym zarzutu manipulacji stawką WIBOR przez banki, a jedynie wskazuje na niedoskonałości obecnego rozwiązania, co zresztą zostało dostrzeżone przez polityków i spowodowało zapowiedź wspomnianych zmian w odniesieniu do WIBOR-u. Poza tym – jak pokazują sprawy frankowe – o abuzywności nie decyduje niedozwolone korzystanie z klauzul (np. ustalanie znacznie zawyżonych kursów walut, czy nadmiernych spreadów), ale zapewnienie sobie możliwość korzystania z nich.
Należy także wspomnieć, że konstrukcja kredytów hipotecznych w Polsce odbiega od tej stosowanej na Zachodzie. Przede wszystkim oferta kredytów hipotecznych ze stałym oprocentowaniem (dominującym w Europie) w Polsce jest mocno ograniczona (delikatnie mówiąc) i tak skonstruowana, żeby nie była atrakcyjna dla kredytobiorcy. W szczególności w dostępnych w Polsce kredytach ze stałym oprocentowaniem jest ono zwykle istotnie wyższe od zmiennego i stałe jedynie przez relatywnie krótki czas, a po kilku latach wraca do zmiennego. W konsekwencji w praktyce nie da się uciec przed ryzykiem zmiennej stopy procentowej. Dodatkowo w odniesieniu do kredytów hipotecznych w Polsce niejako odwrócono pewną zależność. Wysoka marża (czyli to, co dodaje się do WIBOR) co do zasady powinna być zastrzeżona dla kredytów ze stałym oprocentowaniem, a niska dla kredytów ze zmiennym. W przypadku stałego oprocentowania zmiana kosztu pieniądza w czasie jest dla banku rekompensowana właśnie wysoką marżą – kredytobiorca płaci więcej (wyższa marża) za to, że ryzyko zmiany ponosi bank, natomiast niska marża powinna być charakterystyczna dla kredytów ze zmiennym oprocentowaniem, przy których bank zawsze zarabia „równo”, ale „niewiele” – kredytobiorca płaci mniej (niższa marża), ale ponosi ryzyko zmiany.
W polskich realiach pieniądze na kredyty kosztują banki niewiele (nadpłynność – banki nie muszą ich kupować czy to do siebie nawzajem czy to od depozytariuszy płacąc za lokaty), ryzyko zmiennego kosztu pieniądza przerzucone jest w całości na kredytobiorcę (WIBOR) i dodatkowo koszt ten ustalany jest w ograniczonym zakresie na podstawie rzeczywistych transakcji a w większości na podstawie deklaracji, natomiast marża banku dodawana do WIBOR-u jest wysoka – klient płaci dużo, choć sam ponosi całe ryzyko.
Biorąc wszystko powyższe pod uwagę można odnieść wrażenie, że coś jest nie tak. Jako kolejna pojawia się myśl, czy można coś z tym zrobić? Sprawy dotyczące umów kredytów złotowych opartych o WIBOR już się toczą. Jaki będzie ich efekt zobaczymy zapewne dopiero za kilka lat. Konsumenci nie wydają się jednak być bez szans. Tym bardziej, że jeszcze 5 lat temu mało kto dopuszczał myśl, że banki mogą przegrywać w sądach sprawy frankowe…