W styczniu 2021 r. Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego sformułowała pytania dotyczące spraw „frankowych”, na które odpowiedzieć miała Izba Cywilna Sądu Najwyższego w pełnym składzie. Pytania dotyczyły m.in. kwestii możliwości domagania się przez bank wynagrodzenia za korzystanie przez kredytobiorcę z udostępnionego mu kapitału na podstawie umowy, która następnie okazała się nieważna. Podjęcie uchwały kilkukrotnie przekładano, a obecnie wyznaczona data to 2 września 2021 r., przy czym nie jest pewne, czy zostanie ona w tym dniu podjęta.
Oczekując na posiedzenie całego składu Izby Cywilnej, Sąd Najwyższy nie zaprzestał jednak wydawania orzeczeń dotyczących spraw „frankowych”. Ostatnio pojawiło się uzasadnienie do uchwały składu siedmiu sędziów Sądu Najwyższego z dnia 7 maja 2021 r. podjętej w sprawie III CZP 6/21. Uchwała ta potwierdziła teorię dwu kondykcji, tzn. – w uproszczeniu – że kredytobiorca może domagać się od banku zwrotu zapłaconych rat, nawet jeżeli nie zwrócił bankowi całego kapitału. Obowiązywanie tej teorii należy uznać za utrwalone, a teorię salda (oddaje tylko ten, który uzyskał więcej i tylko nadwyżkę) za odrzuconą. Tym bardziej, że Sąd Najwyższy nadał omawianej uchwale moc zasady prawnej, tzn. że wiąże ona wszystkie składy orzekające Sądu Najwyższego, które nie mogą orzec inaczej. Należy jednak pamiętać, że ta moc nie rozciąga się na sądy powszechne, które są niezawisłe w swoim orzekaniu, niemniej niewątpliwie uwzględniają dorobek orzeczniczy Sądu Najwyższego. Powyższe nie oznacza, że ostateczne rozliczenie pomiędzy stronami umowy kredytu nie nastąpi wg salda, ale żeby do tego doszło konieczne jest dokonanie potrącenia, a to wymaga złożenia odpowiedniego oświadczenia woli przez stronę, do której roszczenie jest kierowane (w omawianym przypadku przez bank).
Od teorii dwu kondykcji (już wcześniej wielokrotnie potwierdzanej w orzeczeniach) jako istotniejsze jawi się natomiast rozstrzygnięcie Sądu Najwyższego odnośnie wymagalności i rozpoczęcia biegu przedawnienia dla roszczeń wynikających z umowy, która zawiera klauzule abuzywne. Jeżeli klauzule te powodują, że umowa nie może dalej istnieć po ich usunięciu (jest nieważna), to ta nieważność istnieje od samego początku – od zawarcia umowy, ale jest zawieszona do momentu złożenia przez konsumenta oświadczenia odnośnie tego, czy chce on utrzymać klauzulę w mocy, czy też ją odrzucić, bądź zastąpić odpowiednim przepisem dyspozytywnym. Dopiero, gdy konsument odrzuci możliwość utrzymania lub zastąpienia spornej klauzuli, to wtedy umowa staje się trwale nieważna i od tego momentu rozpoczynają bieg terminy przedawnienia. Oznacza to, że bank może domagać się zwrotu wypłaconego kapitału, nawet jeżeli od jego wypłaty minęło ponad 10 lat. Podobnie – jak zdaje się wynikać z uzasadnienia uchwały – od tego momentu zwrotu zapłaconych rat może się też domagać konsument. Żeby sprawa nie była zbyt prosta, to oświadczenie o odrzuceniu klauzuli abuzywnej konsument musi wrazić świadomie, tzn. musi być odpowiednio poinformowany o skutkach braku zgody na utrzymanie klauzuli lub jej zastąpienie, a w konsekwencji o skutkach definitywnego upadku umowy. Takiego poinformowania TSUE oczekuje od sądów krajowych, które stwierdzają abuzywność klauzuli w badanej przez nie umowie. W ślad za TSUE oczekuje tego także Sąd Najwyższy, co jednak nie oznacza, że definitywne odrzucenie klauzuli abuzywnej nie może nastąpić na drodze pozasądowej. W praktyce będą się jednak z tym wiązać zapewne liczne kontrowersje. W szczególności przedsądowe wezwanie banku do zapłaty uzupełnione o oświadczenie o odrzuceniu klauzuli abuzywnej, braku zgody na jej zastąpienie oraz o świadomości konsumenta odnośnie skutków takiej decyzji prawdopodobnie spotka się z odpowiedzią banku, iż konsument „nie wie, co czyni”, a dowiedzieć się tego może dopiero w sądzie. Do tego dojdzie deklaracja banku o przysługującym mu roszczeniu o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału, którego konsument nie uwzględnił bądź lekkomyślnie uznał za nieskuteczne. Ostatecznie sąd powszechny stanie przed wyzwaniem ustalenia, czy konsument składając wobec banku powyższe oświadczenie działał świadomie, czy też nie, a w konsekwencji, kiedy roszczenie stało się wymagalne i od kiedy należy liczyć odsetki. Praktyka sądowa pokaże, jak będą sobie z tym radzić sądy, przy czym warto podkreślić, że zarówno w orzeczeniach TSUE, jak też na samym początku omawianego uzasadnienia uchwały Sądu Najwyższego wyraźnie wskazuje się, że informowanie konsumenta przez sąd i świadome podejmowanie przez konsumenta decyzji odnośnie doprowadzenia do upadku umowy, bądź też przeciwdziałania takiemu upadkowi, dotyczy sytuacji, w której sąd uznaje klauzulę za abuzywną, co może doprowadzić do nieważności umowy, ale działając z urzędu. Czyli przede wszystkim dotyczy to sytuacji, gdy w ramach postępowania sąd bada umowę pod kątem abuzywności (do czego jest zobowiązany w każdym przypadku), przy czym konsument nie podnosił tej kwestii, nie powoływał się na nią, a ustalenia sądu mogą go „zaskoczyć” i postawić w niekorzystnej sytuacji. Ta niekorzystna sytuacja w realiach spraw „frankowych” może polegać przede wszystkim na tym, że konsument będzie zmuszony niejako z dnia na dzień zwrócić bankowi brakującą do spłaty część kapitału. Kierując roszczenia do banku, a następnie składając pozew oparty na żądaniu ustalenia nieważności umowy kredytu, trudno jednak zakładać, że konsument działa nieświadomie. TSUE zdawał się wyraźnie rozróżniać te dwie sytuacje – konsumenta nie spodziewającego się nieważności umowy i konsumenta, który właśnie na taką nieważność się powołuje i z niej wywodzi skutki prawne (roszczenia). Sąd Najwyższy taki jednoznaczny nie jest, co zapewne będzie prowadzić do wspomnianych kontrowersji.
Co powyższe oznacza w praktyce? Ano to, że należało będzie bardzo precyzyjnie formułować żądania i oświadczenia na etapie przedsądowym, tak aby wykazać świadome działanie konsumenta. Czy wymienienie wszystkich możliwych rodzajów ryzyka w oświadczeniu będzie wystarczające do uznania, że konsument działał świadomie, okaże się zapewne dopiero w praktyce orzeczniczej sądów. Trudno jednak odrzucić myśl, że skoro oświadczenie konsumenta o ryzyku kursowym w umowie kredytowej nic nie znaczyło, gdyż konsument nie mógł zdawać sobie sprawy z jego konsekwencji, to podobnie może być z oświadczeniem o ryzyku związanym z upadkiem umowy – konsument może nie zdawać sobie sprawy z konsekwencji jej nieważności, chociażby ze względu na niejasności co do zasadności i możliwej wysokości wspomnianego wynagrodzenia banku za korzystanie z kapitału. Te niejasności w założeniu ma właśnie rozwiać sąd, a w konsekwencji umowa może stać się trwale bezskuteczna (nieważna), dopiero gdy konsument zostanie odpowiednio poinformowany przez sąd, co niewątpliwie może wpłynąć na ustalanie terminów wymagalności roszczeń. Ostatecznie nie powinno być jednak tak źle, gdyż na szali są co najwyżej odsetki za czas procesu, które oczywiście mogą być znaczące, ale jednak nie są głównym czynnikiem skłaniającym kredytobiorców do żądania stwierdzenia przez sąd nieważności umowy.