Uchwała „frankowa” Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej

W dniu 29 kwietnia 2021 r. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał wyrok (sygn. akt C-19/20) w odpowiedzi na pytania prejudycjalne Sądu Okręgowego w Gdańsku. Pytania dotyczyły kilku kwestii związanych ze sprawami „frankowym”, m.in. przedawnienia, wynagrodzenia za korzystanie z kapitału oraz „naprawiania” umowy poprzez usunięcie fragmentu niedozwolonego postanowienia.

TSUE orzeka o wykładni prawa Unii Europejskiej. Z tego względu nie jest zaskoczeniem, że Trybunał uchylił się od odpowiedzi na pytania, które nie dotyczą prawa UE, tylko prawa krajowego. Dyrektywa 93/13/EWG, która stanowiła podstawę wprowadzenia do prawa polskiego art. 3851 – 3853 Kodeksu cywilnego (przepisów będących jedną z podstaw podważania skuteczności umów „frankowych”), nie reguluje bowiem skutków stwierdzenia nieważności umowy, w tym kwestii przedawnienia roszczeń z tym związanych. Te kwestie leżą w gestii prawa wewnętrznego państwa członkowskiego UE i jego sądów krajowych. Trybunał zwrócił natomiast uwagę na konieczność obiektywnej oceny skutków stwierdzenia nieważności umowy, tzn. wyważenia interesów stron, a nie uzależniania wyroku od oczekiwania jednej strony (konsumenta), oraz na konieczność odpowiedniego poinformowania konsumenta o skutkach stwierdzenia nieważności umowy w całości.

Trybunał potwierdził to, co już było wiadome, tzn. że umowa może zostać uznana za nieważną, o ile nie może istnieć bez niedozwolonych postanowień (nie da się jej odczytać lub wykonać), ale stwierdzenie nieważności nie jest celem Dyrektywy samym w sobie. Celem tym jest przywrócenie równowagi pomiędzy przedsiębiorcą a konsumentem. Przywrócenie tej równowagi następuje poprzez wyeliminowanie niedozwolonych postanowień. Wspomniana eliminacja może dotyczyć części postanowienia, o ile przywróci to oczekiwaną równowagę. W sprawie, której dotyczy wyrok TSUE, chodzi o umowę zawartą przez nieistniejący już GE Money Bank, który został przejęty przez bank BPH. W umowie GE kurs CHF określany był jako średni kurs NBP plus lub minus marża (w zależności od tego, czy chodzi o kupno, czy sprzedaż). Marża nie była określona w umowie, a zatem formalnie pozwalała na dowolność określania kursu CHF przez bank. Dowolność ta stanowi podstawę do uznania postanowienia za niedozwolone. Wykreślenie słowa „marża” powoduje, że pozostaje sam kurs średni NBP, który jest niezależny od banku i tym samym dowolność po stronie banku zostaje wyeliminowana. Pytanie sądu polskiego dotyczyło tego, czy takie wykreślenie jest dozwolone i „załatwia sprawę” w myśl ww. Dyrektywy. Trybunał nie dał wprost odpowiedzi na to pytanie. Z jednej strony stwierdził, że dopuszczalne jest usunięcie tylko nieuczciwego elementu warunku umowy, zastrzegając jednocześnie, że po pierwsze zniechęcający cel Dyrektywy musi być zrealizowany, a po drugie usuwany element musi stanowić odrębne zobowiązanie umowne. Ponadto Trybunał wskazał, że usunięcie nieuczciwego elementu warunku umowy nie może prowadzić do zmiany jego istoty.

Biorąc powyższe pod uwagę przed Sądem Okręgowym w Gdańsku stoi wyzwanie rozważenia wszystkich okoliczności i przesłanek wskazanych przez TSUE. Trudno przewidywać, co orzeknie sąd, wydaje się jednak, że samo wykreślenie słowa „marża” może okazać się niewystarczające i za niedozwolone uznane powinno zostać całe postanowienie, pozostawiając po sobie lukę w umowie odnośnie stosowanych kursów, a w konsekwencji prowadząc do stwierdzenia nieważności umowy. Słowo „marża” nie jest bowiem odrębnym zobowiązaniem umownym, a jego wykreślenie zmienia istotę spornej klauzuli – przekształca ją z zapewniającej dowolność działania banku w klauzulę odsyłającą do obiektywnego kursu NBP. Poza tym wykreślenie „marży” w praktyce sprowadza się do jej określenia na poziomie „0”, a taka ingerencja w treść umowy nie jest możliwa (sąd nie może wg swojego uznania modyfikować treści niedozwolonych postanowień). Na koniec należy zauważyć, że utrzymanie umowy jedynie z wykreśloną „marżą” nie ma żadnego skutku zniechęcającego do stosowania takich postanowień, albowiem co najwyżej po latach sporów i interwencji sądu przedsiębiorca straci jedynie „spread”. Tym samym stosując arbitralne marże niewiele ryzykuje w myśl zasady: „warto zaryzykować – najwyżej będzie tak, jak powinno być od początku”.